Kategorie
Libertarianizm

Podwójna taryfa

Telewizje (i nie tylko) doniosły wczoraj o wyjątkowym sukcesie Centralnego Biura Śledczego, które rozbiło gang taksówkarzy, którzy woził klientów tam, gdzie ci klienci chcieli. Jak widać, nie ma już innych kryminalistów do ścigania.

Przestępstwo wygląda tak: klient chce pojechać w pewne miejsce, taksówkarz go tam wiezie, klient płaci, nie ma pretensji i jest zadowolony. Taksówkarz jednak otrzymuje zapłatę nie tylko za kurs, ale także od przedsiębiorcy, który skorzystał z faktu, że taksówkarz właśnie kogoś do niego przywiózł.

Gdyby to był np. restaurator, właściciel hotelu, sklepikarz sprzedający w nocy alkohol, to pies z kulawą nogą by się tym nie zainteresował. Bo niby dlaczego? Gdzie tu ofiara? Wszystkie strony są zadowolone, nikt się nie skarży, nie ma powodu, aby ktokolwiek się mieszał. Problem w tym, ze przedsiębiorcą były prostytutki (i agencje towarzyskie). Choć prostytucja jest legalna (i nieopodatkowana), to czerpanie korzyści z tego procederu już nie.

Mamy tutaj przykład walki z przestępstwami, których nie ma. Bo nie ma przestępstwa bez ofiary. Zakładając brak przymusu ze strony gangu taksówkarskiego do dzielenia się korzyściami z prostytucji w tym konkretnym przypadku, niczym się to nie różni od sytuacji, gdy jakiś inny przedsiębiorca dzieli się zyskiem ze swojej działalności z kimś, kto mu dostarcza klientów. Jeśli nikt tutaj nikogo nie zmusza do prostytucji, a podział zysku jest efektem wzajemnie korzystnej biznesowej relacji, to dlaczego miałoby to być w ogóle nielegalne?

A tak z ciekawości, to jak rozstrzyga się kiedy następuje czerpanie korzyści z prostytucji? Czy firmy telekomunikacyjne sprzedające prostytutkom usługi telefoniczne, które pozwalają im spotykać się z klientami także powinny zostać najechane przez CBŚ i zakute w kajdany?

Może CBŚ zamiast trudzić się w tych „wyjątkowo trudnych” śledztwach, zajęłaby się tymi, gdzie są prawdziwe ofiary? Bo nie bardzo wiem, kto im tutaj za tę trudną i ofiarną pracę podziękuje?