Wersja do wydruku artykułu pochodzącego z witryny www.miasik.net

Niedawny artykuł „What is Anarchy?” Butlera Shaffera na stronie LRC wywołał dyskusję na blogu Reason i zainspirował mnie do spisania kilku koncepcji, które dotyczyły poruszonych kwestii.

Wolnościowi przeciwnicy anarchii wybierają błędny cel swych ataków. Ich argumenty są zazwyczaj utylitarystyczne z natury i ograniczają się do: „anarchia nie zadziała” albo „potrzebujemy państwa (aby zapewniło to czy tamto)”. Świadczą one przynajmniej o pomieszaniu pojęć, jeśli nie o obłudzie. Być anarchistą nie oznacza, że myślisz, że anarchia „zadziała” (cokolwiek to ma znaczyć), ani też, że przewidujesz, czy może, ani czy zostanie osiągnięta. Można przecież być anarchistą pesymistą. Bycie anarchistą oznacza, że wierzysz, że inicjowanie agresji nie ma usprawiedliwienia, a państwa z konieczności stosują agresję. Dlatego też państwa i agresja, którą stosują, nie znajdują usprawiedliwienia. To naprawdę tak proste. To pogląd etyczny, więc nie jest dziwne, że wprowadza utylitarystów w zakłopotanie.

Tym samym, ktokolwiek, kto nie jest anarchistą musi twierdzić, że albo (a) agresja jest usprawiedliwiona, albo (b) państwa (a w szczególności państwa minimalne) nie koniecznie stosują agresję.

Założenie (b) jest wyraźnie fałszywe. Państwa zawsze opodatkowują swoich obywateli, co jest formą agresji. Zawsze delegalizują konkurujące agencje ochrony, co też przekłada się na agresję. (Nie wspomnę nawet niezliczonych praw dotyczących przestępstw bez ofiar, które nieuchronnie i bez jednego historycznego wyjątku nakładają na swą populację. Nie mieści mi się w głowie, dlaczego minarchiści myślą, że minarchia jest w ogóle możliwa.)

Jeśli chodzi o (a), cóż, socjaliści i przestępcy także czują, że agresję można usprawiedliwić. Ale to nie sprawia, że tak jest. Kryminaliści, socjaliści i anty-anarchiści wciąż muszą nam wykazać, dlaczego agresja – inicjowanie użycia siły wobec niewinnych ofiar – może zostać usprawiedliwiona. Niespodzianka – tego nie da się wykazać. No, ale skoro przestępcy nie czują się w obowiązku do usprawiedliwienia agresji, dlaczego więc zwolennicy państwa mieli by poczuwać do tego?

Konserwatywna i minarchistyczna krytyka anarchii na podstawie tego, że ona nie „zadziała”, czy też jest „niepraktyczna”, to kompletne pomieszanie. Anarchiści nie koniecznie przewidują, że anarchia zostanie osiągnięta – ja, na ten przykład, tak nie sądzę. Ale to nie oznacza, że państwa znajdują usprawiedliwienie.

Rozważmy analogię. Konserwatyści i libertarianie zgadzają się, że przestępczość prywatna (morderstwo, grabież, gwałt) nie ma usprawiedliwienia i „nie powinna” się zdarzać. Tak więc, niezależnie od tego, jak dobrymi stanie się większość ludzi, zawsze będzie przynajmniej mała część, która będzie uciekać się do przestępstw. Przestępczość zawsze będzie z nami. Mimo tego, wciąż potępiamy przestępczość i staramy się ją zmniejszyć.

Czy z logicznego punktu widzenia, możliwe jest, że nie będzie przestępstw? Pewnie. Każdy dobrowolnie może zechcieć respektować prawa innych. Wtedy nie będzie przestępstw. Łatwo to sobie wyobrazić. Doświadczenie dotyczące ludzkiej natury i wzajemnych działań, pozwala bezpiecznie obwieścić, że zawsze będą istnieć przestępstwa. Niemniej jednak, wciąż głosimy, że przestępczość to zło bez usprawiedliwienia, nawet w obliczu jej nieuchronności i powtarzalności. Na moje twierdzenie, że przestępstwo jest niemoralne, byłoby głupio i/lub nieszczerze odpowiadać, że „to niepraktyczny pogląd”, albo „że to się nie uda”, „bo zawsze będą przestępstwa”. Fakt, że zawsze będą przestępstwa – że nie każdy będzie dobrowolnie respektować prawa innych – nie oznacza, że „niepraktycznym” jest się im przeciwstawiać, ani też, że przestępczość jest usprawiedliwiona. To nie znaczy, że istnieje jakiś „błąd” w założeniu, że przestępstwo jest złe.

Podobnie, na moje stwierdzenie, że państwo i jego agresja jest nieusprawiedliwiona, błędem i/lub obłudą jest odpowiadać, że „anarchia nie zadziała”, albo jest „niepraktyczna”, albo „raczej się nie zdarzy” 1. Pogląd, że państwo jest nieusprawiedliwione to postawa normatywna lub etyczna. Fakt, że niewystarczająca liczba ludzi chce respektować prawa swych sąsiadów, aby pojawiła się anarchia, czyli fakt, że wystarczająca liczba wspiera (błędnie) legalność państwa pozwalając mu istnieć, nie oznacza, że państwo i jego agresja znajduje usprawiedliwienie 2.

Inne riposty utylitarystów, jak „przecież potrzebujemy państwa”, nie są sprzeczne z twierdzeniem, że państwa używają agresji i agresja ta jest nieusprawiedliwiona. One po prostu znaczą, że zwolennik państwa nie ma nic przeciw inicjowaniu użycia siły przeciwko niewinnym ofiarom, co znaczy, że ma podobną mentalność do kryminalistów i socjalistów. Przestępca myśli, że liczą się jedynie jego własne potrzeby – jest w stanie używać przemocy, aby je zaspokoić i do diabła z tym, czy to dobre czy złe. Zwolennik państwa myśli, że jego pogląd, że „my” „potrzebujemy” czegoś, usprawiedliwia i wybacza dokonywanie aktów przemocy wobec niewinnych jednostek. To jest właśnie tak proste. Jakikolwiek nie byłby to argument, nie jest on wolnościowy. Nie jest to przeciwstawianie się agresji. To jest popieranie czegoś innego – zapewnianie, że pewne publiczne „potrzeby” są zaspakajane, bez względu na koszty – niż pokojowa współpraca. Przestępca, gangster, socjalista, zwolennik państwa opiekuńczego, a nawet minarchista, wszyscy mają tę część wspólną: z jakiegoś powodu są skłonni wybaczyć oczywistą agresję. Szczegóły są różne, ale efekty takie same – niewinne życie zostaje podeptane poprzez fizyczny atak. Niektórzy nie mają przed tym żadnych oporów, inni są bardziej cywilizowani – bardziej wolnościowi, można rzec – i preferują pokój zamiast gwałtownej walki.

Tak, jak istnieją wśród nas socjaliści i przestępcy, tak nie jest specjalną niespodzianką istnienie pewnego stopnia kryminalnego myślenia wśród większości ludzi. Przecież państwo opiera się na taktycznej zgodzie mas, które błędnie zaakceptowały koncept, że państwa są legalne. Ale to wcale nie oznacza, że przestępcze przedsięwzięcia rozgrzeszane przez masy są tym samym usprawiedliwione.

Dla libertarian to czas, aby dokonać wyboru. Jesteś za agresją, czy przeciw niej?

Przypisy

  1. Jeszcze jedna kwestia: moim zdaniem, mamy takie same szanse osiągnięcia minarchii jak i osiągnięcia anarchii, to znaczy oba są dość odległymi możliwościami. Co mnie szczególnie uderza w prawie każdej krytyce na bazie „niepraktyczności”, którą minarchiści rzucają na anarchię, jest to, że jest to prawda dotyczące także minarchii. Oba te system są jednakowo mało prawdopodobne. Oba wymagają masywnych zmian w poglądach milionów ludzi. Oba spoczywają na założeniach, o które większość ludzi po prostu nie dba.
  2. Choć argument za anarchią nie zależy od jej prawdopodobieństwa, czy „wykonalności” w stopniu większym niż argument przeciw przestępstwom zależy od zniknięcia czynów przestępczych, anarchia jest bezsprzecznie możliwa. Na przykład, istnieje anarchia wśród państw. Jest także anarchia wewnątrz rządu, jak to zauważył w kreatywnym i lekceważonym artykule z JLS Alfred G. Cuzán "Do We Ever Really Get Out of Anarchy?". Cuzán przekonuje, że nawet sam rząd jest wewnętrznie anarchią – Prezydent przecież nie zmusza dosłownie innych członków rządu do wykonywania jego rozkazów, wykonują je dobrowolnie, dzięki znanej, hierarchicznej strukturze. Rządowa (polityczna) anarchia nie jest dobrą anarchią, ale demonstruje, że anarchia jest możliwa – tak naprawdę, nigdy z niej nie wyszliśmy. A Shaffer czyni wnikliwą uwagę, że jesteśmy w „anarchii” z naszymi sąsiadami. Jeśli by ludzie już teraz nie przyjęli postawy dobrowolnego szanowania praw większości swych sąsiadów, społeczeństwo i cywilizacja byłby niemożliwe. Większość ludzi jest na tyle dobra, że pozwolili pojawić się cywilizacji, mimo istnienia pewnego stopni publicznej i prywatnej przestępczości. Można sobie wyobrazić, że stopień dobra może się zwiększyć – dzięki edukacji czy z powodu powszechniejszego dobrobytu ekonomicznego – powiedzmy w stopniu wystarczającym, aby stworzyć podstawę do legalnego pozbycia się się państwa. To jedynie bardzo mało prawdopodobne.

Data publikacji oryginału: 20 stycznia 2004

Autor jest prawnikiem zajmującym się kwestiami "własności" intelektualnej i, oczywiście, bardzo aktywnym anarchokapitalistą. Jego prywatna strona i blog: www.StephanKinsella.com