Kategorie
Libertarianizm

Lustracji nadszedł czas

Ponoć muszę się zlustrować. Moje teksty zostały opublikowane w jakiejś prasie, co niby czyni mnie dziennikarzem. A właściwie osobą pełniącą funkcję publiczną, bo każdy dziennikarz jest przy okazji osobą pełniącą funkcję publiczną, przynajmniej w definicji z ustawy lustracyjnej. A dziennikarz to ten, kto jest takowym według ustawy Prawo Prasowe:

dziennikarzem jest osoba zajmująca się redagowaniem, tworzeniem lub przygotowywaniem materiałów prasowych, pozostająca w stosunku pracy z redakcją albo zajmująca się taką działalnością na rzecz i z upoważnienia redakcji,

Przy tej definicji to rzeczywiście dziennikarzem jest ktokolwiek, kto będzie miał styczność z materiałem prasowym:

materiałem prasowym jest każdy opublikowany lub przekazany do opublikowania w prasie tekst albo obraz o charakterze informacyjnym, publicystycznym, dokumentalnym lub innym, niezależnie od środków przekazu, rodzaju, formy, przeznaczenia czy autorstwa,

No a prasa to:

prasa oznacza publikacje periodyczne, które nie tworzą zamkniętej, jednorodnej całości, ukazujące się nie rzadziej niż raz do roku, opatrzone stałym tytułem albo nazwą, numerem bieżącym i datą, a w szczególności: dzienniki i czasopisma, serwisy agencyjne, stałe przekazy teleksowe, biuletyny, programy radiowe i telewizyjne oraz kroniki filmowe; prasą są także wszelkie istniejące i powstające w wyniku postępu technicznego środki masowego przekazywania, w tym także rozgłośnie oraz tele – i radiowęzły zakładowe, upowszechniające publikacje periodyczne za pomocą druku, wizji, fonii lub innej techniki rozpowszechniania; prasa obejmuje również zespoły ludzi i poszczególne osoby zajmujące się działalnością dziennikarską,

Skoro publikuję w prasie, to jestem dziennikarzem, osobą sprawującą funkcję publiczną, a więc podlegającą lustracji. I tutaj zachodzi ciekawa zjawisko – dziennikarzem jestem najczęściej nieświadomie, często nawet bezwiednie. Teksty publikowane na moim blogu są objęte licencją Creative Commons Uznanie Autorstwa i każdy redaktor może je sobie wziąć, zredagować, opublikować, a wszystko bez każdorazowej mojej zgody i wiedzy, byle podał autora/źródło. Zgoda znaczy jest domniemana, bo wynika z opublikowanej licencji, ale wiedza już niekoniecznie. Czy mogę w ten sposób jakoś kontestować obowiązek lustracji? Bo nie jestem dziennikarzem z mojego wyboru, ale tak mimo chodem. Czy mogę odpowiedzieć nie na ten obowiązek i w zasadzie jakie czekają mnie konsekwencje?

Z lustracją jako taką nie mam problemu, bo nie współpracowałem ze służbami PRL, ani też nie współpracuję ze służbami obecnego reżimu. Wypełniłem nawet stosowne oświadczenie i pewnie je wyślę. Choćby po to, aby nie współpracować z zwolennikami obecnego bojkotu, wśród których pewnie od TW aż się roi. Choć mi się lustracja w takiej formie nie podoba, nie chcę z nimi stanąć w jednym rzędzie. Bo oni nie dlatego są przeciwni lustracji w tej formie, bo narusza wolność, choćby wykonywania zawodu dziennikarza, ale dlatego, że nie chcą ujawnienia swej tajnej współpracy.

Ja nie chcę lustracji. Chcę ujawnienia. Czyli zdigitalizowania całych archiwów i najlepiej zatrudnienia Google do udostępnienia tych informacji każdemu, kto zechce je oglądać. I to wystarczy.